Od poniedziałku do piątku – specjalistka od client service. Po pracy zrzuca „akanckie” szaty, staje na scenie i śpiewa lub rzuca się w wir tańca. A czasami marzy o pracy spokojnej bibliotekarki… 

Odsłaniamy dziś kulisy naszego działu client service i przedstawiamy Wam naszą Senior Account Manager – Anetę Rybak!

aneta_2

 

Nie wiem! Myślę, że nie istnieje. Każdy manager to w końcu zwykły człowiek, a tutaj podobno ideałów nie ma. Ja przynajmniej nigdy nikogo takiego nie poznałam.
Jeśli miałabym jednak sobie wyobrazić idealnego account managera, byłaby to osoba zdolna do wydłużenia doby do 48 godzin. Wiecznie uśmiechnięta, biegła w przygotowywaniu prezentacji, kosztorysów i harmonogramów, potrafiąca przebywać w kilku miejscach jednocześnie, odporna na stres, do tego z niesamowitym wdziękiem osobistym, któremu żaden klient nie jest w stanie się oprzeć, przez co współpracownicy aż błagają o briefy i kolejny wspólny projekt.

A tak na serio, myślę, że najważniejsze to: dobra organizacja pracy, otwarta głowa, wyciąganie wniosków z błędów i łatwość komunikacji oraz umiejętność utrzymania dobrych relacji z ludźmi, z którymi pracujemy.

 

Dla mnie zawsze najważniejsi są ludzie. I to ich najbardziej lubię, nawet jeśli taki człowiek nazywany jest przez nas klientem (śmiech). Lubię poznawać nowe osoby, co przy pracy w reklamie jest na szczęście nieuniknione i cieszy mnie praca w grupie, zwłaszcza w gronie zgranych i kreatywnych osób. W tym zawodzie nie można się nudzić. Ja potrzebuję różnorodności i tutaj ją dostaję: raz pracuję dla firmy kosmetycznej, innym razem dla banku, kiedy indziej dla marki żywnościowej. Czasem przebywam w biurze, innego dnia na planie zdjęciowym, jeszcze innego biegam na różne spotkania. Poza tym otrzymujemy zlecenia „wszelkiej maści” i prawie każdego dnia jest szansa na zrobienie czegoś „pierwszy raz”. To mi się podoba! Schody zaczynają się wtedy, kiedy te wszystkie rzeczy trzeba zrobić jednocześnie!

 

Zapytałabym, czy lubi układać puzzle, najlepiej na czas. Jeżeli tak, jest nadzieja, że będzie także umiała poskładać w jedną całość wszystkie elementy projektu i doprowadzi go do końca.

 

Tancerką, piosenkarką albo psychologiem (którym zresztą z wykształcenia jestem). Wszystko, co związane z muzyką, bądź z kontaktem i rozmowami z ludźmi zdecydowanie mi służy. Choć czasem w bardzo zapracowane dni, widzę siebie jako bibliotekarkę, która w końcu ma czas czytać, czytać i czytać, a w przerwach z pasją wydaje ludziom kartę i kieruje na odpowiednią półkę.

 

Nie chciałabym siadać przy niczyim biurku, przynajmniej nie na stałe. Ale jeżeli już miałabym się zamienić z kimś na role, chyba najchętniej zajęłabym się pisaniem i pobawiła się w copywritera.

 

Papieros – niestety. Obecnie staram się rzucić i szukam nowych przyjemności, mam nadzieję, że nie pójdę w jedzenie!

 

Nie pamiętam żadnego „dziecięcego” bohatera, który byłby moim idolem. Lubiłam rysować postacie z kreskówek, ale zawsze byli to różni bohaterowie. Od małego jednak kochałam musicale i wszelkie filmy taneczno-muzyczne. Już jako kilkuletnia dziewczynka byłam fanką Johna Travolty i Patricka Swayze. Gdy niektórzy oglądali bajki lub grali w pierwsze gry komputerowe, na mnie krzyczała mama, żebym w końcu wyłączyła tę płytę (przepraszam kasetę…) z „Dirty Dancing”.

 

Były dwa takie zajęcia. Moja pierwsza praca wiązała się ze sprzedażą produktów odchudzających. Stałam ze specjalistycznym sprzętem i mierzyłam przechodniom poziom tkanki tłuszczowej. Wydawało mi się, że jestem hostessą, a ludzie prosili mnie o porady medyczne, jakbym była doświadczonym lekarzem. Zwierzali się przy tym ze swoich problemów, opowiadając szczegółowo o wynikach badań. Oczekiwali diagnozy, a nawet tego, że ich… wyleczę! Drugie zajęcie jest już związane z pracą w reklamie. Dla jednego z klientów robiliśmy kampanię z „żywymi billboardami”. Na każdym z wybranych outdoorów, na wysokości mocowaliśmy krzesełka, na których przez cały dzień siedzieli ludzie, testujący wytrzymałość pewnych płyt kartonowo-gipsowych. Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy robiąc „obchód” zastałam „modeli-kaskaderów” w trakcie konsumowania na górze pizzy. Zamówili ją sobie na ów billboard!

 

Żadna nigdy nie wydała się na większą skalę, więc nie będę sobie strzelać w kolano. Ale jak już mówiłam, nikt nie jest idealny. Najważniejsze jest to, żeby się umieć podnieść!

 

Zależy gdzie i kiedy bym je znalazła. Może po prostu na dobre wino? Może na prezent dla przyjaciela? Może na kino? Albo wpłaciłabym na poczet karty kredytowej, która jakimś cudem nigdy nie została spłacona (śmiech).

 

Śpiewając, męcząc się na siłowni, czytając, oglądając film, relaksując się w wannie lub na basenie, na spotkaniach z bliskimi… Przy wszystkim co robię, kiedy nie pracuję.

 

Niewidzialna!

 

Pewnie pierwsza lepsza, która by się zgodziła… musiałabym też założyć, że jakiś reżyser chciałby ją nakręcić. Nie wiem czy zdążyłam dostarczyć wystarczający ku temu powód (śmiech). Ale uwielbiam Whoopi Goldberg, Michelle Pfeiffer, Drew Barrymore i Maryl Streep. Wybrałabym konkretnie, gdybym wiedziała czy będzie to dramat czy komedia.

 

Trudno mi wybrać jeden, może za dużo marzę:) Ale mój klimat to Emeli Sande, Beyonce, Adele, Alicia Keys czy też wszelkie, znane od lat, czarne głosy, jak Aretha Franklin. Z duetów bardziej realnych – chętnie nagrałabym coś z Cezikiem. Możliwie, że nie wypadłabym gorzej wokalnie. Na pewno w trakcie sesji z tak kreatywnym artystą była by kupa śmiechu. Może powstałby z tego kolejny viral, tym razem ze mną po drugiej stronie ekranu!

 

Najczęściej w mojej wyobraźni. Ja się po prostu uczę śpiewać i robię to dla przyjemności. Czasem występuję na żywo, w warszawskich lokalach na zorganizowanych koncertach. Ostatnio też zaczęłam koncertować z jednym chórem rozrywkowym, do którego niedawno dołączyłam. Mam nadzieję, że te największe występy są jeszcze przede mną. Nie omieszkam poinformować o kolejnych wydarzeniach. Ewentualnie zapraszam na prywatne domówki wśród znajomych!

 

„Żeby życie miało smaczek…”

aneta_4