Przystanek: Senior Project Manager. Wywiad z Marcinem Jurczyńskim
- 18 lutego 2015
- GONGsterzy
Dobrego Project Managera poznaje po tym, że gdy na grillu brakuje talerzy i nie ma z czego zjeść karkówki, ten od razu stara się rozwiązać problem. O wyzwaniach, jakie niosą projekty, o swoich marzeniach i pasji opowiedział nam Senior Project Manager Marcin Jurczyński.
Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Ludzi, dynamikę i różnorodność. Lubię pracę z ludźmi i pracę z klientem. Ta ostatnia jest trochę jak gra. Zaczynasz od zera i stopniowo przechodzi się kolejne levele. To trochę jak budowanie farmy w FarmVille. Kiedy widzisz, że coś działa i jest ok, to poszerzasz zakres współpracy. Żeby wszystko dobrze działało, wchodzisz w skórę klienta, widzisz projekt z kilku perspektyw. Poza tym, jeden dopięty i zrealizowany projekt, wcale nie jest końcem projektu, ale początkiem kolejnego lub długotrwałej współpracy i relacji.
Gdybyś nie robił tego, co robisz, byłbyś…
Wydaje mi się, że to, co robię teraz, jest pewnym etapem w moim życiu, który z czasem się zamknie. Nie mam pojęcia co będę robił za 5 lat. W mojej głowie znajduję się plan własnego #cabinporn i pisanie bloga. Myślę, że gdybym nie był Project Managerem, chciałbym pisać. Lubię pisanie.
Gdybyś mógł zamienić się z kimś z GONGa na stanowiska, przy czyim biurku byś usiadł i dlaczego?
Myślę, że najbardziej interesującym mnie stanowiskiem w agencji, oprócz Project Managera jest UX. To dziedzina wykorzystująca wiedzę o zachowaniu i trochę też świadomości siebie. Dzięki UX mamy realny wpływ na zachowanie osoby po drugiej stronie ekranu. Innym kręcącym mnie tematem jest planowanie mediów. Głównie ze względu na budżety i tematy konwersji.
Jakie masz ulubione miejsca w sieci?
Staram się zmieniać moje ulubione miejsca w sieci. Staram się te miejsca, które nic do mojego życia nie wnoszą zastępować miejscami, które sprawiają, że moje życie jest w jakiś sposób pełniejsze. Takimi, które nadają mojemu życiu ton. Czytam sporo o zachowaniach międzyludzkich, samorozwoju, a także o bardzo popularnym ostatnio temacie „strefy komfortu”. Lubie ZenHabits, Volantification, Malvinę Pe i Zapętloną Kasię.
Jakiej aplikacji mobilnej używasz najczęściej?
Poza Gmailem i Feedly używam standardowo Endomondo, Instagrama i Tumblr’a.
Twój ulubiony bohater z dzieciństwa?
Oglądałem bajki, ale jakoś nie miałem nigdy ulubionej postaci z kreskówki. Grałem za to dużo w Nintendo i swojego czasu moim bohaterami byli Super Mario i Link z Zeldy. Do dzisiaj po 20 latach kuzyn używa argumentu, że klasyczne Mario przeszedł pierwszy (to było 6h różnicy).
Jesteś chodzącą encyklopedią punchline’ów. Skąd znasz wszystkie amerykańskie zwroty, które wplatasz w rozmowę?
Kiedy miałem 10 lat, mieszkałem przez rok w stanach. Kiedy wyjeżdżałem, nie znałem słowa po angielsku – kiedy wróciłem, myliłem polski z angielskim. Mimo, że nie chciałbym tam mieszkać, to uwielbiam mnóstwo rzeczy z amerykańskiej kultury. Stąd też zapewne w moim języku pojawia się tak dużo zwrotów z amerykańskiej popkultury i życia.
Jaka jest najśmieszniejsza praca jaką wykonywałeś do tej pory?
Nie kojarzę najśmieszniejszej, ale mogę powiedzieć o pracy, którą pamiętam do dziś, a było to dawno. Na zlecenie urzędu miasta brałem udział w mierzeniu mieszkań przeznaczonych do sprzedaży w Bytomiu. Niejednokrotnie znajdowałem się w bardzo zaniedbanych lokalach w biednych i zniszczonych dzielnicach. Zderzyłem się z bardzo różnymi ludźmi w kompletnie różnych sytuacjach życiowych.
Jaką masz w życiu pasję?
Mimo, że mam 31 lat, to odkąd pamiętam, żyję NBA. Mój każdy, naprawdę każdy dzień, zaczyna się od tego, że sprawdzam wyniki z nocy. I znam te wyniki. Gram także w lidze fantasy, mam swój zespół wielosezonowy, raz-dwa razy w tygodniu staram się oglądać mecze, albo powtórki i skróty. To coś, co jest, zawsze było i – podejrzewam – zawsze będzie.
Wyzwania jakie daje ci bycie Senior Project Managerem?
Największym wyzwaniem w tej chwili dla mnie jest umiejętność nabrania dystansu do projektu, wychwycenia tego, co naprawdę jest ważne i istotne, a także komunikacja zarówno z zespołem, z którym pracuję, jak i z klientem.
Czego mógłbyś nauczyć dopiero rozpoczynającego swoją karierę Project Managera?
Pomijając aspekty technologiczne i stricte branżowe, to uświadomienie komuś, by niezależnie od tego, jakim projektem by się zajmował, to żeby zawsze wyciągał z projektów coś dla siebie. Np. żeby uczył się budowania relacji z innymi ludźmi. Jest to wartość samą w sobie i zawsze się przydaje.
Największe dotychczasowe wyzwanie zawodowe?
Myślę, że największym wyzwaniem zawodowym, przed jakim stanąłem, to nauczenie się komunikacji z zespołem i przekonanie zespołu do siebie, a także zbudowanie zarówno zaufania do zespołu, jak i zapracowanie sobie na jego odwzajemnienie. To jest najtrudniejsze i to jest klucz do wszystkiego. Często Project Manager ma dość trudną rolę, bo klient myśli, że PM jest po stronie agencji, a koledzy z pracy myślą, że trzymam stronę klienta. Dlatego ważne jest to, żeby mieć za sobą zgrany i zaufany zespół, bo wówczas nie ma takiego wyzwania, któremu nie moglibyśmy podołać, jako agencja.
Jak najchętniej odpoczywasz po pracy?
Od pracy najlepiej nie tyle najlepiej odpoczywam, co po prostu się resetuję, a dzieje się to przy bardzo mocnym i intensywnym wysiłku fizycznym. Bieganie, ostatnio pływanie – to dla mnie najlepsze lekarstwo na stres w pracy.
Gdyby Twoją biografię miał zagrać jakiś aktor, kto by to był?
Myślę, że David Duchowny byłby osobą właściwą do tej roli.
Ciemna czy jasna strona mocy?
Gwiezdne Wojny zobaczyłem bardzo późno (z 3 lata temu). Głównie ze względu na „O co w tym tak naprawdę chodzi?”, które przegrywało całe moje życie z „Nie lubię fantastyki”. Od tego momentu jestem dużym fanem Star Warsów, a internet stał się dużo bardziej zrozumiały. Następna stacja Harry Potter. A ja zostaje po jasnej stronie mocy.